I ROZDZIAŁ
*oczami Justina*
Nareszcie wolne. Doczekałem się, moje ulubione święta nadeszły. Wreszcie wrócę tu gdzie czuję się najlepiej. Tutaj gdzie dorastałem, gdzie przeżyłem dzieciństwo i najwspanialsze chwile życia, tu gdzie zaczynałem swoją drogę,gdzie zacząłem śpiewać. Tyle temu miastu zawdzięczam. Tyle zawdzięczam tym ludziom.
Jeszcze tylko kilka mil dzieli mnie od Stratford. Kilka minut i zobaczę dziadków i mamę. Tak pomyślicie,że mówię jak dzieciak ale rodzina jest dla mnie najważniejsza. Ważniejsza od wszystkiego i wszystkich. Zajmuje u mnie w sercu ważne miejsce, wręcz najważniejsze.
Dziś wigilia.Wspólny posiłek,wspólne chwile. Uwielbiam to. Niesamowite uczucie, zobaczyć się po tak długim czasie. Usiąść przy wspólnym posiłku a w około ta niesamowita atmosfera.
Media na szczęście nie zostały powiadomione o tym gdzie spędzę święta. Nie spodziewam się błysku fleszy ani natrętnych dziennikarzy i pisku fanek. Co za dużo to niezdrowo. Należy się trochę odpoczynku.
Kiedy stanąłem w drzwiach babcia rzuciła mi się na szyję. Nie obyło się bez łez szczęścia. Jak to dziadkowie wiadomo. Poczułem się trochę nieswojo, nie lubię jak ktoś płacze z mojego powodu.Wiem to były łzy szczęścia ale mimo wszystko nie lubię łez, tym bardziej na twarzy kobiety.To wzbudza we mnie złość, nienawidzę tego. To irytujące uczucie.
Miałem nadzieje,że będę mógł pomóc w przygotowaniach do kolacji ale niestety wszystko już zostało zrobione. Mama oznajmiła mi,że dzisiejsza kolacja odbędzie się u państwa Somerów. Bardzo się ucieszyłem na wieść o tym. Miałem nadzieje,że spotkam swoją dawną przyjaciółkę. Kupę lat się nie widzieliśmy, fajnie by było się znowu zobaczyć. Myślałem,że ona również ucieszy się ze spotkania.
*oczami Miley*
Jeszcze tylko kilka mil dzieli mnie od Stratford. Kilka minut i zobaczę dziadków i mamę. Tak pomyślicie,że mówię jak dzieciak ale rodzina jest dla mnie najważniejsza. Ważniejsza od wszystkiego i wszystkich. Zajmuje u mnie w sercu ważne miejsce, wręcz najważniejsze.
Dziś wigilia.Wspólny posiłek,wspólne chwile. Uwielbiam to. Niesamowite uczucie, zobaczyć się po tak długim czasie. Usiąść przy wspólnym posiłku a w około ta niesamowita atmosfera.
Media na szczęście nie zostały powiadomione o tym gdzie spędzę święta. Nie spodziewam się błysku fleszy ani natrętnych dziennikarzy i pisku fanek. Co za dużo to niezdrowo. Należy się trochę odpoczynku.
Kiedy stanąłem w drzwiach babcia rzuciła mi się na szyję. Nie obyło się bez łez szczęścia. Jak to dziadkowie wiadomo. Poczułem się trochę nieswojo, nie lubię jak ktoś płacze z mojego powodu.Wiem to były łzy szczęścia ale mimo wszystko nie lubię łez, tym bardziej na twarzy kobiety.To wzbudza we mnie złość, nienawidzę tego. To irytujące uczucie.
Miałem nadzieje,że będę mógł pomóc w przygotowaniach do kolacji ale niestety wszystko już zostało zrobione. Mama oznajmiła mi,że dzisiejsza kolacja odbędzie się u państwa Somerów. Bardzo się ucieszyłem na wieść o tym. Miałem nadzieje,że spotkam swoją dawną przyjaciółkę. Kupę lat się nie widzieliśmy, fajnie by było się znowu zobaczyć. Myślałem,że ona również ucieszy się ze spotkania.
*oczami Miley*
-Rozstawiłam już talerze jeszcze tylko kieliszki i sztućce -powiedziałam do siebie
-Co mówisz?- usłyszałam z kuchni głos mamy
-Nic,nic -odparłam idąc do niej
-Podaj mi rękawice.Pieczeń gotowa- wyjęła ostrożnie z piekarnika naczynie żaroodporne
-Pokroję pieczeń a ty postawisz ją na środku dobrze?-pokiwałam głową wychodząc z kuchni
-Potem idź się przebierz, niedługo przyjdą goście- uśmiechnęłam się podejrzliwie wychylając twarz zza ściany oddzielającej kuchnie od jadalni
-Tak mamo, mam 5 lat musisz mi mówić co mam robić.
-Oj nie przesadzaj, weź się do roboty.
-Jacy goście, bo do tej pory nie wiem o kim mówisz?
-Znasz ich. Ucieszysz się na pewno, niech to będzie niespodzianka.
Wiedziałam,że mama jest i uparta i tak czy tak mi nie powie. Więc nie naciskałam dłużej i poszłam wziąć prysznic i przebrać się w coś bardziej przyzwoitszego.
Lubię inne, lekko wyzywające stroje ale teraz postawiłam na elegancje. Włożyłam czarną, skromną, lateksową sukienkę i szpilki tego samego koloru. Do tego lekko posrebrzane czarne dodatki. Z torebki i wdzianka zrezygnowałam, ponieważ nie było to potrzebne. W końcu jestem u siebie *klik*
Zapaliła świece i wszystko było już wszystko gotowe. Wyczekiwałam na gości. Dokładnie o 7 zadzwonił dzwonek. Mama podbiegłam niemalże do drzwi i z wielkim entuzjazmem i radością przywitałam gości w korytarzu. Ja zostałam w jadalni by wskazać im miejsca.
Nic nie przeczuwałam. Nie spodziewałam się tak wielkiego zaskoczenia i niechęci do gości, ale raczej gościa, który pojawił się w domu. Oczekiwałam raczej kuzynki z Anglii albo jakiegoś nowego faceta mamy. W zupełności mogę powiedzieć,że doznałam szoku gdy zobaczyłam Justina wchodzącego z uśmiechem na twarzy do jadalni. Taka gwiazda u mnie w domu. W tak skromnych progach, przecież wiadome jest to,że on żyje w luksusach a nie w takim skromnym niewielkim domu jak ten nasz.
Chyba jednak wykrakałam.
-No Miley przywitaj gości - wydukałam mama z zażenowaniem
-Dobry wieczór -przywitałam najpierw mamę Jusa, podałam jej rękę a ta mnie przytuliła
-Ale się zmieniłaś, powiedziałam przyglądając mi się ze zdumieniem
-Oj tak wypiękniała - powiedział podając dłoń senior,dziadek Bieber'a
Babcia Justina też bardzo ciepło mnie przywitała.Najgorszy moment nadszedł kiedy mama wypchnęła mnie w stronę blondyna ku przywitaniu.
-Czeeeść - powiedziałam patrząc się w podłogę
Kiwnął głową a na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech.
Fajnie by było mieć normalne życie, chociaż tak na kilka miesięcy. Odpocząć. Zmienić coś w swoim życiu choć na moment, zmienić rutynę w coś innego, nowego.
-Co mówisz?- usłyszałam z kuchni głos mamy
-Nic,nic -odparłam idąc do niej
-Podaj mi rękawice.Pieczeń gotowa- wyjęła ostrożnie z piekarnika naczynie żaroodporne
-Pokroję pieczeń a ty postawisz ją na środku dobrze?-pokiwałam głową wychodząc z kuchni
-Potem idź się przebierz, niedługo przyjdą goście- uśmiechnęłam się podejrzliwie wychylając twarz zza ściany oddzielającej kuchnie od jadalni
-Tak mamo, mam 5 lat musisz mi mówić co mam robić.
-Oj nie przesadzaj, weź się do roboty.
-Jacy goście, bo do tej pory nie wiem o kim mówisz?
-Znasz ich. Ucieszysz się na pewno, niech to będzie niespodzianka.
Wiedziałam,że mama jest i uparta i tak czy tak mi nie powie. Więc nie naciskałam dłużej i poszłam wziąć prysznic i przebrać się w coś bardziej przyzwoitszego.
Lubię inne, lekko wyzywające stroje ale teraz postawiłam na elegancje. Włożyłam czarną, skromną, lateksową sukienkę i szpilki tego samego koloru. Do tego lekko posrebrzane czarne dodatki. Z torebki i wdzianka zrezygnowałam, ponieważ nie było to potrzebne. W końcu jestem u siebie *klik*
Zapaliła świece i wszystko było już wszystko gotowe. Wyczekiwałam na gości. Dokładnie o 7 zadzwonił dzwonek. Mama podbiegłam niemalże do drzwi i z wielkim entuzjazmem i radością przywitałam gości w korytarzu. Ja zostałam w jadalni by wskazać im miejsca.
Nic nie przeczuwałam. Nie spodziewałam się tak wielkiego zaskoczenia i niechęci do gości, ale raczej gościa, który pojawił się w domu. Oczekiwałam raczej kuzynki z Anglii albo jakiegoś nowego faceta mamy. W zupełności mogę powiedzieć,że doznałam szoku gdy zobaczyłam Justina wchodzącego z uśmiechem na twarzy do jadalni. Taka gwiazda u mnie w domu. W tak skromnych progach, przecież wiadome jest to,że on żyje w luksusach a nie w takim skromnym niewielkim domu jak ten nasz.
Chyba jednak wykrakałam.
-No Miley przywitaj gości - wydukałam mama z zażenowaniem
-Dobry wieczór -przywitałam najpierw mamę Jusa, podałam jej rękę a ta mnie przytuliła
-Ale się zmieniłaś, powiedziałam przyglądając mi się ze zdumieniem
-Oj tak wypiękniała - powiedział podając dłoń senior,dziadek Bieber'a
Babcia Justina też bardzo ciepło mnie przywitała.Najgorszy moment nadszedł kiedy mama wypchnęła mnie w stronę blondyna ku przywitaniu.
-Czeeeść - powiedziałam patrząc się w podłogę
Kiwnął głową a na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech.
-Ty, to naprawdę ty?- powiedział,patrząc się na mnie jakbym była czymś niesamowitym,czymś czego nigdy wcześniej nie widział.
Miłe uczucie, nie mogę powiedzieć. Nawet lekko się zarumieniłam. W odpowiedzi pokiwałam tylko głową na znak,że odpowiedź brzmi 'tak'.
Podszedł bliżej i musnął mnie w policzek.Na co ja jeszcze bardziej zrobiłam się czerwona.
Po niezręcznym powitaniu niechcianego i niemile widzianego,przynajmniej z mojej strony gościa trochę ochłonęłam od emocji. Próbowałam być dla niego miła ale chyba nie bardzo mi to wychodziło, ponieważ cały czas czułam na sobie wzrok wkurzonej mamy.
-Więc lubisz piercing? - spytał połykając ostatni kęs dania Jus
-Owszem, coś nie tak? - spytałam
-To trochę dziwne,że tak piękna dziewczyna niszczy swoje ciało taką ilością kolczyków.
-Nie wierze,że w to usłyszałam,chyba żartujesz sobie. Nie obchodzi mnie twoja za przeproszeniem zasrana opinia. Wyjechałeś bez pożegnania,bez słowa przepraszam a teraz wracasz i udajesz,że nic się nie stałe przez te lata. Żałosny jesteś - uniosłam się honorem, jak zawsze
-To miał być komplement - spuścił wzrok i wbił go w dno talerza stojącego na stole przed nim
-Miley! - podniosła głos mama, mówiąc moje imię z pogardą
-Ja, przepraszam - wyszłam z pokoju,skierowałam się na korytarz, ściągnęłam płaszcz z wieszaka i wyszłam trzaskając drzwiami
Było zimno. Zapięłam się po szyję i założyłam kaptur. Wyszłam poza bramę domu nie zamykając furtki. Ulice ośnieżone białym puchem wyglądały tak bajkowo. Wymarzona pogoda na te święta. Szkoda,że zaliczę je do nieudanych. Wszystko przed niego. Po co mama ich zapraszała. Zawsze robi wszystko nie tak jak trzeba. Zawsze wszystko robi odwrotnie, nigdy nie umiała mi dogodzić. Teraz ma za swoje. Uszczęśliwia wszystkich na siłę. Po co? No właśnie, do cholery po co?
Zbyt dużo nerwów kosztowało mnie to spotkanie. Nie wytrzymałabym tam dłużej, musiałam iść ochłonąć. Pomyśleć.
Szłam prostą ulicą, po centrum miasta byłam kilkaset metrów od domu. Gdy nagle drogę zaszedł mi jakiś mężczyzna w czapce. Było ciemno, a ulice oświetlały tylko latarnie. Nie widziałam więc twarzy. Chciałam obejść go i iść dalej ale on złapał mnie za rękę i pociągnął w bok.
-Puść - wrzasnęłam
-Nie poznajesz mnie, kochanie - rozpoznałam ten głos, należał do Chrisa, moje byłego
-Co ty tu?! - spytałam wyrywając mu rękę
-Wypuścili mnie. Poprosiłem kilku kumpli o przysługę. Zniszczyli dowody i nie mieli podstaw żeby mnie dłużej trzymać.
-Czego chcesz? - spytałam na odchodne i potarłam ręce z zimna
-Pieniędzy - zdjął kaptur i zaczął się do mnie przytulać - Pięknie wyglądasz, gdzie się tak odstroiłaś?
-Nie powinno cię to obchodzić, pieniędzy nie mam, a nawet jeśli bym miała to bym ci nie dała. Odpieprz się ode mnie, raz na zawsze.
-Jak sobie chcesz - powiedział i zaczął biec w moją stronę
Uciekałam co sił ale nie było to ani łatwe ani przyjemne. Było ślisko a ja miałam na nogach 15 cm szpilki. To nie ułatwiało ucieczki. W dodatku płatki białego puchu lecącego z nieba wpadały mi na twarz i zasłaniały obraz. Wszystko mi się zlewało. Telefon wyleciał mi z kieszeni kurtki ale nie zatrzymałam się biegłam dalej. Powoli traciłam panowanie nad oddechem i zmarzniętym ciałem.
Gdy wbiegłam w zakręt obejrzałam się by zobaczyć ile dzieli mnie od Chrisa.
Nikogo nie było, zatrzymałam się więc a potem zobaczyłam go przed sobą.
Potem pamiętam tylko ból. Dostałam w głowę, czymś ciężkim.
Miłe uczucie, nie mogę powiedzieć. Nawet lekko się zarumieniłam. W odpowiedzi pokiwałam tylko głową na znak,że odpowiedź brzmi 'tak'.
Podszedł bliżej i musnął mnie w policzek.Na co ja jeszcze bardziej zrobiłam się czerwona.
Po niezręcznym powitaniu niechcianego i niemile widzianego,przynajmniej z mojej strony gościa trochę ochłonęłam od emocji. Próbowałam być dla niego miła ale chyba nie bardzo mi to wychodziło, ponieważ cały czas czułam na sobie wzrok wkurzonej mamy.
-Więc lubisz piercing? - spytał połykając ostatni kęs dania Jus
-Owszem, coś nie tak? - spytałam
-To trochę dziwne,że tak piękna dziewczyna niszczy swoje ciało taką ilością kolczyków.
-Nie wierze,że w to usłyszałam,chyba żartujesz sobie. Nie obchodzi mnie twoja za przeproszeniem zasrana opinia. Wyjechałeś bez pożegnania,bez słowa przepraszam a teraz wracasz i udajesz,że nic się nie stałe przez te lata. Żałosny jesteś - uniosłam się honorem, jak zawsze
-To miał być komplement - spuścił wzrok i wbił go w dno talerza stojącego na stole przed nim
-Miley! - podniosła głos mama, mówiąc moje imię z pogardą
-Ja, przepraszam - wyszłam z pokoju,skierowałam się na korytarz, ściągnęłam płaszcz z wieszaka i wyszłam trzaskając drzwiami
Było zimno. Zapięłam się po szyję i założyłam kaptur. Wyszłam poza bramę domu nie zamykając furtki. Ulice ośnieżone białym puchem wyglądały tak bajkowo. Wymarzona pogoda na te święta. Szkoda,że zaliczę je do nieudanych. Wszystko przed niego. Po co mama ich zapraszała. Zawsze robi wszystko nie tak jak trzeba. Zawsze wszystko robi odwrotnie, nigdy nie umiała mi dogodzić. Teraz ma za swoje. Uszczęśliwia wszystkich na siłę. Po co? No właśnie, do cholery po co?
Zbyt dużo nerwów kosztowało mnie to spotkanie. Nie wytrzymałabym tam dłużej, musiałam iść ochłonąć. Pomyśleć.
Szłam prostą ulicą, po centrum miasta byłam kilkaset metrów od domu. Gdy nagle drogę zaszedł mi jakiś mężczyzna w czapce. Było ciemno, a ulice oświetlały tylko latarnie. Nie widziałam więc twarzy. Chciałam obejść go i iść dalej ale on złapał mnie za rękę i pociągnął w bok.
-Puść - wrzasnęłam
-Nie poznajesz mnie, kochanie - rozpoznałam ten głos, należał do Chrisa, moje byłego
-Co ty tu?! - spytałam wyrywając mu rękę
-Wypuścili mnie. Poprosiłem kilku kumpli o przysługę. Zniszczyli dowody i nie mieli podstaw żeby mnie dłużej trzymać.
-Czego chcesz? - spytałam na odchodne i potarłam ręce z zimna
-Pieniędzy - zdjął kaptur i zaczął się do mnie przytulać - Pięknie wyglądasz, gdzie się tak odstroiłaś?
-Nie powinno cię to obchodzić, pieniędzy nie mam, a nawet jeśli bym miała to bym ci nie dała. Odpieprz się ode mnie, raz na zawsze.
-Jak sobie chcesz - powiedział i zaczął biec w moją stronę
Uciekałam co sił ale nie było to ani łatwe ani przyjemne. Było ślisko a ja miałam na nogach 15 cm szpilki. To nie ułatwiało ucieczki. W dodatku płatki białego puchu lecącego z nieba wpadały mi na twarz i zasłaniały obraz. Wszystko mi się zlewało. Telefon wyleciał mi z kieszeni kurtki ale nie zatrzymałam się biegłam dalej. Powoli traciłam panowanie nad oddechem i zmarzniętym ciałem.
Gdy wbiegłam w zakręt obejrzałam się by zobaczyć ile dzieli mnie od Chrisa.
Nikogo nie było, zatrzymałam się więc a potem zobaczyłam go przed sobą.
Potem pamiętam tylko ból. Dostałam w głowę, czymś ciężkim.
*NASTĘPNY DZIEŃ - oczami Justina*
Miley nie wróciła na noc. Pani Somer bardzo się martwi zniknięciem córki. Z resztą jak my wszyscy. Gdy tylko zrobiło się jasno wybrałem się razem z mamą May szukać naszej zguby. Mieliśmy nadzieje,że nic jej nie jest, że siedzi gdzieś albo,że wróciła do swojego domu. Ale i tam byliśmy i niestety nikogo nie zastaliśmy. W drodze powrotnej krążyliśmy w okolicy domu Somerów, by upewnić się,że nigdzie jej tu nie ma. Przeszedłem skrzyżowanie i na zakręcie dróg w krzakach znalazłem ją.
-Proszę pani, mam ją - krzyknąłem i wskazałem miejsce
Przyklęknąłem do niej by sprawdzić czy oddycha. Na szczęście.
Była odpięta. Nie miała telefonu i biżuterii. Ktoś musiał więc ją napaś. Głowa zakrwawiona,na czole miała niewielką ranę i zadrapania.
Próbowałem ją obudzić ale nie reagowała. Wezwałem karetkę.
Przyjechali po 10 minutach. Przenieśli na nosze i okryli folią, która miała ogrzać jej przemarznięte ciało.
-Proszę pani, mam ją - krzyknąłem i wskazałem miejsce
Przyklęknąłem do niej by sprawdzić czy oddycha. Na szczęście.
Była odpięta. Nie miała telefonu i biżuterii. Ktoś musiał więc ją napaś. Głowa zakrwawiona,na czole miała niewielką ranę i zadrapania.
Próbowałem ją obudzić ale nie reagowała. Wezwałem karetkę.
Przyjechali po 10 minutach. Przenieśli na nosze i okryli folią, która miała ogrzać jej przemarznięte ciało.
Obwiniałem się, widziałem jaka jej mama jest smutna jak bardzo się boi o swoją jedyną córkę. Przecież jeszcze nie wiadomo co jej jest. Wszystko to przeze mnie. Gdyby nie moje głupie odzywki nie wyszła by z domu i by się to nie wydarzyło. Boże po co wypaliłem takie głupstwo? Chciałem żeby odebrała to jak komplement.Chciałem żeby było tak jak dawniej, żebyśmy miło spędzili święta. Cholera po co ja tu przyjeżdżałem? Ostatnio gdzie się nie pojawię wszystko psuje. Działam jak magnes na kłopoty. Nie wiem co się wokół mnie dzieje. Chyba już nigdy nie będę odbierany jako normalny,zwykły chłopak z ambicjami i marzeniami.
Ostatnio coraz częściej myślę czy nie rzucić tego w cholerę.Zająć się czymś pożyteczniejszym, a o śpiewaniu na razie zapomnieć.Fajnie by było mieć normalne życie, chociaż tak na kilka miesięcy. Odpocząć. Zmienić coś w swoim życiu choć na moment, zmienić rutynę w coś innego, nowego.